Andrzej Uchwat ps. „Wichura” urodził się 10 sierpnia 1925 r. w Biadolinie Szlacheckim, w powiecie Brzesko. Wychował się na Podbeskidziu – w miejscowości Kozy niedaleko Bielska. Ojciec – były legionista – pracował jako kolejarz, matka wychowywała pięcioro dzieci. II wojna światowa przerwała plany czternastoletniego Andrzeja, aby pójść do szkoły Marynarki Wojennej. Jego starszy brat zdążył pójść do szkoły w Dęblinie i zostać pilotem.
Wojna, rozpoczęta bombardowaniami Bielska już w pierwszych dniach września sprawiła, że dotychczas spokojne życie rodziny Uchwatów gwałtownie przyspieszyło. Ojciec Andrzeja odmówił podpisania volkslisty, co poskutkowało wymuszoną przeprowadzką całej rodziny do Generalnego Gubernatorstwa, a konkretnie do Przemyśla – miasta, które podczas pierwszej okupacji przedzielone było granicą niemiecko – sowiecką.
Pan Andrzej wspominał jak częstokroć był świadkiem rozpaczliwych prób przeprawy polskich uciekinierów przez San w Przemyślu (rzeka stanowiła granicę), uciekających z terenów okupowanych przez Sowietów. Pamięta, jak rosyjscy pogranicznicy otwierali ogień do bezbronnych uchodźców forsujących rzekę. Dzięki znajomości języka najeźdźców pracował jako chłopiec na posyłki w niemieckich koszarach. Mógł dzięki temu przynosić trochę więcej jedzenia do domu.
W 1941 r. cała rodzina przeniosła się do Małopolski – do Gromnika pod Tarnowem, gdzie jesienią Pan Andrzej zaangażował się w działalność miejscowego Kierownictwa Dywersji. Przybrał pseudonim „Wichura”.
Nasz bohater wspomina żołnierzy Kedywu jako świetnie wyszkolonych i dobrze – jak na warunki partyzanckie – uzbrojonych żołnierzy, a jednocześnie ludzi bardzo odważnych ze skłonnością wręcz do brawury.
Brał udział ze swoim oddziałem regularnie w akcjach sabotażowych. Chętnie opowiadał, jak przebierali się na stacji za pracowników kolei i sypali piach w osie wagonów, albo przecinali przewody elektryczne. Wskakiwano również do pociągów i wysypywano węgiel, który później zabierała miejscowa ludność. Tak minął rok 1942.
26 czerwca 1943 r. nastąpiła „wsypa”. Niemcy rozpracowali oddział, aresztując jego dowódcę. Andrzej Uchwat został ostrzeżony przez kolejarza i zdążył uciec z domu przed aresztowaniem. Z drugiej strony wsi widział jak Niemcy zabierają jego ojca w charakterze zakładnika. Syn po spotkaniu z matką i rodzeństwem postanowił się nie ujawniać i jego ojciec przesiedział w więzieniu sześć miesięcy. Po rozpadzie oddziału „Wichura” wrócił w okolice Przemyśla, gdzie już w lipcu po raz kolejny został zaprzysiężony w Kedywie. W tym czasie posługuje się tym samym pseudonimem co poprzednio i chodził z bronią w kieszeni. Wspomina, jak zdarzało mu się wyjść do kina z ukrywającą się żydówką – oboje bez żadnych dokumentów. Przyznawał, że było to brawurowe i nierozważne, ale z uśmiechem zaznaczał, że oboje przeżyli wojnę.
W okolicach Przemyśla żołnierze Kedywu zdobywali zaopatrzenie w majątkach przejętych przez Niemców. „Wichura” jako najbardziej brawurową akcję przytaczał zajazd na jedno z gospodarstw, który wyjątkowo odbył się w ciągu dnia. Pan Andrzej wraz z kolegą z oddziału, znającym perfekcyjnie niemiecki, przebrani za Niemców i z podrobionymi dokumentami, wjechali konnym wozem na teren majątku, gdzie cicho obezwładnili stróża, po czym cały oddział błyskawicznie opanował cały teren.
Andrzej Uchwat w 1944 roku brał udział w Akcji „Burza”, gdzie podczas jednego z patroli wraz z innymi ludźmi został aresztowany przez Sowietów. Jednak udaje im się wyjść z tego bez szwanku – po jakimś czasie zostali wypuszczeni, nawet dostając z powrotem swoją broń. Wielu żołnierzy AK nie miało tyle szczęścia w podobnych sytuacjach.
Gdy na Podkarpacie dociera wieść o wybuchu Powstania Warszawskiego, partyzanci jednogłośnie postanawiają ruszyć na odsiecz stolicy. Grupa bojowa w której służy Pan Andrzej została otoczona przez Sowietów podczas marszu na Warszawę i rozbrojona. Oficerowie trafili do niewoli, cześć ludzi z oddziału siłą wcielono do armii, a część puszczono wolno.
Andrzej Uchwat zmarł 7 kwietnia 2017 roku i został pochowany na Cmentarzy Grabiszyńskim we Wrocławiu.